- Trendy w drukowaniu opakowań kosmetycznych
- Jak skutecznie trenować bicepsy na siłowni i dobrać odpowiednie hantle? Przewodnik dla początkujących i zaawansowanych
- Jak skutecznie łączyć ćwiczenia na siłowni: Kompleksowy przewodnik dla efektywnego treningu
- Jakie witaminy warto stosować: Kompleksowy przewodnik po suplementacji
- Twórz i inspiruj: zrób to sam z "Fajne rzeczy z niefajnych śmieci" i odkryj "Podstawkę korkową - Modlitwa Jabesa"
Szwedzi w odwrocie. Kiedy nawiążą do mistrzów?
Rok 2005. Wrzesień. Północno-wschodnie włoskie klimaty. Blisko do Wenecji, chociaż akurat nie gondole wtedy zajmowały kibiców speedwaya. Niecałe 100 kilometrów na zachód od „miasta na wodzie” Tony Rickardsson pieczętuje szósty tytuł mistrza świata w historii. W Lonigo wygrywa bowiem kolejną i zarazem ostatnią w tamtym roku rundę Grand Prix.
Łącznie triumfował wówczas w sześciu z dziewięciu rund i zdominował cykl. Mistrzem został z przewagą 42 punktów nad Jasonem Crumpem. Trzeci Leigh Adams został przez Szweda zdystansowany na blisko 100 „oczek”. Nokaut. Tramortire, jak rzekliby Włosi.
Po co ta moja wycieczka do tych już dość odległych czasów na włoskich terenach? Bowiem był to ostatni tytuł Mistrza Świata na żużlu wywalczony przez reprezentanta Szwecji. Oczywiście, przełom wieków właściwie był zdominowany przez Rickardssona. Tyle tylko, że nie widać potem następców, a do dzisiaj jest kiepsko w tym zakresie. Ostatnie lata to sporadyczne sukcesy Fredrika Lindgrena i oczywiście jego trzecie miejsce w generalnej klasyfikacji z minionego roku. Ten dzielny szwedzki żużlowiec właściwie jest rodzynkiem, sensownie punktującym w Grand Prix. Co z resztą?
Rok 2020 był oczywiście specyficzny. Większość turniejów odbyło się w Polsce. Czy to pomogło Fredrikowi Lindgrenowi zająć tak wysoką lokatę? Niewątpliwie Szwed dysponuje ostatnio świetną formą i znakomitymi maszynami. Od 2017 roku w każdym sezonie wygrywał jeden turniej Grand Prix, odpowiednio w Warszawie, Pradze, Malilli i Gorzowie. Wcześniej wygrał też w Szwecji na sztucznym torze Ullevi w Goeteborgu w 2012 roku. „Fredka” puka do tych najlepszych i jest już bardzo blisko. Kto wie? Może 36-latek zdobędzie jeszcze tytuł mistrza świata? Pech jednak jest taki, że w piku formy znajduje się Bartosz Zmarzlik, który zapewne i w tym sezonie nie będzie zamykał przedwcześnie gazu.
Nie o Lindgrenie jednak chcę tylko pisać, a o kondycji szwedzkiego żużla na tym najwyższym szczeblu Indywidualnych Mistrzostw Świata. W ostatnich latach wygląda mizernie. W minionym sezonie drugim Szwedem w cyklu był Antonio Lindbaeck. Był, to właściwie jedyny czasownik, który oddaje dobrze jego udział w mistrzostwach. Szwed praktycznie w każdych zawodach meldował się na końcu stawki, z jednym małym wyjątkiem, podczas ostatniego turnieju w Toruniu, kiedy uplasował się na dziewiątym miejscu. Nie miało to jednak wielkiego wpływu na końcową klasyfikację. Lindbaeck zakończył sezon na 15 miejscu, a więc tym najgorszym wśród stałych jeźdźców cyklu. Z Grand Prix odpadł.
W 2018 roku Lindgren był jedynym stałym szwedzkim uczestnikiem Grand Prix. W 2017 i 2019 w cyklu jeździł też Lindbaeck, lecz to zawsze były mocno drugoplanowe role. No dobrze, w tym miejscu oczywiście trzeba odnotować jego triumfy w pojedynczych zawodach. Było ich niewiele, bo tylko trzy. Dwa razy w 2012 roku w Terenzano i Warszawie, a także jeden 4 lata później w Cardiff. To właśnie w tych dwóch sezonach „Toninho” plasował się najwyżej w całej klasyfikacji generalnej, bo dwukrotnie na siódmym miejscu. Nigdy nie było lepiej i już nie będzie. Szwed zakończył karierę.
Wcześniejsze lata to świetne występy w Grand Prix Andreasa Jonssona. Nigdy nie sięgnął po mistrzostwo świata, choć wydaje się, że miał na to niezwykle duże szanse rok po Tomku Gollobie w sezonie 2011. Wywalczył wówczas srebro w całym cyklu. Miał sporego pecha, bo w świetnej formie znajdował się wówczas Greg Hancock, który ostatecznie zdystansował Andreasa na 40 punktów. Mimo wszystko 3 zwycięstwa w sezonie mocno podniosły akcje Jonssona. Tak dobrze nie było nigdy w jego karierze, choć na przykład warto wspomnieć sezon 2006, kiedy to otarł się o podium cyklu, przegrywając brąz z Nickim Pedersenem.
Wspomniana szwedzka trójka z mniejszym bądź większym powodzeniem jeździła w poszczególnych latach w cyklu. Tercet ten dał wiele radości swoim kibicom w roku 2012, kiedy to zajęli oni miejsca w końcowej klasyfikacji od 7-9. Najwyżej był Antonio Lindbaeck, później Lindgren i Jonsson.
Polski kibic żużla ma prawo miło wspominać rok 2010. Tomasz Gollob po wielu latach ścigania w końcu sięgnął po upragniony tytuł. W tym samym roku na torach Grand Prix pojawił się jeszcze jeden Szwed jako pełnoprawny uczestnik. Był to Magnus Zetterstroem. Pamiętacie? Zajął na końcu dopiero 13 miejsce.
Na przełomie wieków swoje kilka lat startów w Grand Prix zanotował John Lennon speedwaya, a więc sympatyczny Peter Karlsson. Nigdy jednak nie wygrał żadnych zawodów tej rangi, dwukrotnie zajmował drugie miejsca. Najwyższe miejsce w „generalce” – 6. Wszystkie te „naj” były jednak jeszcze pod koniec XX wieku.
Swoje „pięć minut”, a będąc bardziej precyzyjnym, aż 12 turniejów, miał również Peter Ljung w sezonie 2012. Nie błysnął, niestety. Zajął w klasyfikacji generalnej 15 miejsce. Sporadycznie występował też w pojedynczych zawodach w innych latach. Peter nigdy nie stanął chociażby na podium turnieju IMŚ. Był to rok, kiedy stałymi uczestnikami Grand Prix było aż czterech Szwedów.
Bardzo podobny epizod z jednym sezonem w cyklu może zapisać w swojej biografii inny Szwed, Tomas H. Jonasson. Dobrze znany przecież też w polskich ligach zawodnik, w Grand Prix zajął ostatecznie 14 miejsce w cyklu GP 2015. Tak samo jak Ljung, występował też czasami z „dzikusami”, ale w swojej karierze nigdy nie stanął choćby na podium.
Warto też nadmienić tutaj, że stałym uczestnikiem cyklu w latach 1995-2004 był Mikael Max, wcześniej znany jako Mikael Karlsson. Nigdy nie wygrał żadnego turnieju, ale cztery razy był na trzecim miejscu, a raz na drugim stopniu podium.
Wspomnijmy też trzech szwedzkich żużlowców, którzy w roku 2001 uczestniczyli w cyklu. Byli to Niklas Klingberg, Henrik Gustafsson oraz Jimmy Nilsen. Ten drugi w pierwszym turnieju tamtego sezonu zajął nawet drugie miejsce. Poza tym, cała trójka bez większych sukcesów. Klingberg startował w cyklu też rok później.
Takie to były losy szwedzkich żużlowców. Oczywiście pojawiało się po drodze wiele jednorazowych dzikich kart. Skupiłem się jednak na pełnoprawnych uczestnikach w ostatnich 20 latach, nie wchodząc w szczegóły kosmicznych wyników Rickardssona, który przygodę z GP zakończył w 2006 roku i został ikoną światowego speedwaya.
Szwedzki żużel w Grand Prix w ostatnich 20 latach był oparty właściwie na regularnych występach zaledwie czterech żużlowców. Gdzie nawiązania do wielkich mistrzów sprzed lat, wspomnianego wielokrotnie Rickardssona czy Ove Fundina? Co czeka nas w nadchodzącym sezonie? Ponownie swoich sił będzie próbował Fredrik Lindgren i uważam, że ma całkiem duże szanse, by ponownie włączyć się w walkę o najwyższe lokaty.
Antonio Lindbaecka zmieni Oliver Berntzon. 28-latek doświadczenia w Grand Prix właściwie nie posiada. Wziął dotychczas udział w trzech turniejach, z czego najlepiej będzie wspominał ten ostatni z roku 2019, kiedy to w Hallstavik wywalczył siedem „oczek”. W latach 2013 i 2018 podczas szwedzkich turniejów zdobywał odpowiednio zaledwie 2 i 3 punkty w całych zawodach. Do tegorocznego cyklu Szwed uzyskał przepustkę w Grand Prix Challenge, awansując obok Zagara i Kasprzaka. Czy jest w stanie namieszać? Nie spodziewałbym się niczego nadzwyczajnego, choć oczywiście życzę dobrych wyników. Trochę szwedzkiego natarcia nie zaszkodzi. Wydaje się jednak, że to nadal tylko Lindgren będzie bronił honoru Szwedów.
Nawiązując do nazwiska „Fredki”, zapewne każdy z nas pamięta lekturę szkolną w pierwszych klasach naszej edukacji, „Dzieci z Bullerbyn” autorstwa Astrid Lindgren. Pisała w niej m.in. tak: „Nowe książki pachną tak ładnie, że po prostu czuje się po zapachu, jak przyjemnie będzie je czytać.” Miejmy nadzieję, że nowa postać w Grand Prix również będzie dobrze… jeździć. Pachnieć też zresztą może. Tak dobrze, że po prostu przyjemnie będzie oglądać Berntzona na torze. Obroń się, szwedzki żużlu.
Ses snart, czyli do zobaczenia.